Z pewnością słyszeliście już kiedyś o dada (dadaizmie) – międzynarodowym ruchu artystyczno-literackim w sztuce XX wieku, którego głównymi hasłami były dowolność wyrazu artystycznego, zerwanie z wszelką tradycją i swoboda twórcza odrzucająca istniejące kanony. Może nawet kojarzycie go na przykład z Marcelem Duchampem i jego pisuarem, a także absurdem, zabawą, dowcipem? A może nawet znacie nazwisko Kurta Schwittersa – czołowego przedstawiciela niemieckiej sztuki okresu międzywojennego? Schwitters to właśnie ten, który swoją sztukę określał jako „Merz”, a słowo to stworzył z części nagłówka prasowego ogłoszenia: „KOMMERZBANK” i skompilował znaczeniowo ze słowami: „ausmerzen” (usuwać), „Scherz” (figiel), „Herz” (serce) i „März (marzec)”. To on zasłynął jako twórca dadaistycznych kolaży w małym i dużym – nawet architektonicznym – formacie (Merzbilder, Merzbau), tworzonych z przeróżnych, przypadkowych materiałów (sznurki, drewno, papier, drobne przedmioty, blacha, farby), zgodnie ze swoim założeniem „tworzenia nowego świata ze szczątków”. Ilustrowały one ideę Schwittersa o sztuce totalnej, łączącej w sobie artystyczną ekspresję rzeźby, architektury i malarstwa. Schwitters pokrywał ściany trójwymiarowymi kształtami, tworzył groty, nisze, zapełniał je przypadkowymi przedmiotami, odpadkami, resztkami.
Szalony? Jasne! Ale także po prostu człowiek. Opisywany z perspektywy codziennego życia, w którym tak ważną rolę odgrywała sztuka i łamanie schematów pokazuje swoje tak bardzo ludzkie oblicze w książce Ulrike Draesner: Schwitters, którą poleca nam Marion Brandt.
(Rekonstrukcję Mertzbau Schwittersa możecie obejrzeć na przykład na stronie Tate Modern – Brytyjskiego Muzeum Narodowego Sztuki Nowoczesnej w Londynie:
https://www.tate.org.uk/research/tate-papers/08/kurt-schwitters-reconstructions-of-the-merzbau)
Ulrike Draesner „Schwitters” (2020). Książkę poleca Marion Brandt – profesor literatury niemieckiej w Instytucie Filologii Germańskiej Uniwersytetu Gdańskiego, która w swojej pracy naukowej zajmuje się stosunkami polsko-niemieckimi w literaturze, literaturą niemiecką XX w. oraz literaturą związaną z Gdańskiem. Napisała kilka prac o dadaizmie, z czym wiąże się jej poniższe zaproszenie do lektury.
„Twórczość Kurta Schwittersa jest nie do pomyślenia bez żartów: wiersz o Annie Blume, „Kochance moich dwudziestu siedmiu zmysłów”, duży jak plakat wywieszony na słupie ogłoszeniowym w Hanowerze, prasonata „Fümms bö wö tää zää Uu …” , „banały z chińskiego” i „Krótki opis życia”, który zaczyna się od znamiennego zdania „Urodziłem się bardzo małym dzieckiem” – przykłady, które zapewne nie tylko mi przychodzą od razu do głowy.
Nigdy nie mogłam skojarzyć tego śmiechu ze Schwittersem, który od 1937 roku żył na emigracji, bo był prześladowany w Niemczech jako „zdegenerowany artysta”, najpierw w Norwegii utrzymywał się malując pejzaże i portrety, a potem, gdy Niemcy zajęli ten kraj, musiał uciekać do Wielkiej Brytanii w 1940 roku. Tam został internowany na 1,5 roku w obozie dla wrogich cudzoziemców, po czym mieszkał w Anglii aż do śmierci w wieku zaledwie 60 lat. Jego żona pozostała w Niemczech i zmarła na raka w 1944 roku; jego dom w Hanowerze został zniszczony podczas nalotu bombowego, wraz z Merzbau, który rozrósł się przez prawie dwie dekady i trzy piętra, oraz wieloma innymi jego dziełami.
Niewiele wiadomo o szóstej i ostatniej dekadzie życia Schwittersa: że założył jeszcze nowy Merzbau, Merz Barn w Elterwater, którego jedyna ukończona ściana jest od 1966 roku wystawiona w Hatton Gallery Uniwersytetu Newcastle; że pisał jeszcze teksty po angielsku; i że znalazł w Londynie nową miłość, Edith Thomas, zwaną Wantee.
Poprzez powieść Ulrike Draesner z 2020 roku ten Schwitters teraz ożywa – z jego smutkiem, jego radością, jego kreatywnością błyszczącą w momentach. Szczególnie poruszyły mnie rozdziały dotyczące ostatnich lat jego życia. Opowiadają o pracy osłabionego fizycznie (po niedożywieniu, udarze i wylewie krwi do mózgu) nad Merz Barn, o którym pewien widz powiedział później: „Ze środka ściany radość przenika jak promień w powietrze.” Powieść Draesnera opowiada o sile sztuki, która potrafi przemienić świat i życie.
I o zmianie, jaką przyniesie wygnanie. Angielski wdziera się nie tylko do języka powieści – tak więc Kurt Schwitters staje się Körrtem Swittersem, a różnorodne rzeczy (Krimskrams), których potrzebuje do swoich obrazów Merz, stają się „Kreemze-kraems”. Ulrike Draesner napisała nawet powieść w dwóch nieidentycznych wersjach po angielsku i niemiecku. Aby oddać coś z jej języka, który często jest bliski lirycznemu, załączam dłuższy cytat, który opowiada o powrocie Wantee do Merz Barn w 1961 roku:
„Pospiesznie, jakby próg można było przekroczyć tylko w ten sposób, wkroczyła właśnie do przedpokoju. Niska i mała wydawała się jej stara rudera. W międzyczasie jej oczy dostosowały się i oto znowu stał: prowizoryczny, poliglotyczny, fantastyczny pałac Jumbo. Sylwetki rzeźb, stosy „gratów i różnorodnych rzeczy”. Ściana ciągnęła ją za ręce, nogi, brzuch, twarz. Jakim cudem zapomniała, jak wyjątkowa była ta praca. Czy skrycie obawiała się, że nie jest? Czy to dlatego ona, Wantee Kleinherz (Małe serce), nie była tu od czasu swojej przeprowadzki do Londynu wiosną po śmierci Jumbo?
Jego MERZ ewoluował z budynku na budynek. Więcej koloru niż wcześniej, powiedział jej i zrobił dla niej rysunki, mniej geometrii, więcej materiałów obcych, powiedział, więcej Anglii, więcej ciebie. Uwikłana, spleciona ze swoimi dniami tutaj, widziała to na własne oczy. Nie ma wątpliwości: ściana w Jeziorach to był Schwitters. I jak. Natura w trybie MERZ. Artefakty w trybie FAST-NATUR (prawie jak przyroda). Rany, śmiech i blizny. Jumbo w trybie NICHTS-ZU-VERLIEREN (nie-mam-nic-do-stracenia). Zdawał się mieć w końcu. dostęp do wszystkiego. Praca w starszym wieku? Słabo? Barn był przewrotnym żartem. Schwitters, który przeszedł samego siebie. Nietypowe, niesłychane. Zawstydziła się swojego zwątpienia – to się jej więcej nie przytrafi – zamknęła oczy, wessała zapach. Chciała to wszystko pochłonąć, ten cały pokój”.
Ulrike Draesner „Schwitters”. Penguin Verlag Munich 2020
Więcej o powieści i Ulrike Draesner na https://www.facebook.com/ulrikedraesner
Das Buch Ulrike Draesner „Schwitters” empfiehlt Marion Brandt
Professorin für deutsche Literatur am Institut für Deutsche Philologie der Universität Danzig. Sie beschäftigt sich in ihrer wissenschaftlichen Arbeit mit den deutsch-polnischen Beziehungen in der Literatur, der deutschen Literatur des 20. Jahrhunderts und der Danziger Literatur. Sie hat mehrere Werke über den Dadaismus geschrieben, auf die sich die folgende Einladung zur Lesung bezieht.
„Das Werk von Kurt Schwitters ist ohne Ulk nicht denkbar: das an einer Litfaßsäule in Hannover plakatgroß angebrachte Gedicht über Anna Blume, die „Geliebte meiner siebenundzwanzig Sinne“, die Ursonate „Fümms bö wö tää zää Uu …“ , die Banalitäten aus dem Chinesischen und die Kurze Lebensbeschreibung, die mit dem bemerkenswerten Satz beginnt „Ich wurde als ganz kleines Kind geboren“ – Beispiele, die wohl nicht nur mir sofort einfallen.
Dieses Lachen konnte ich nie mit dem Schwitters verbinden, der seit 1937 im Exil lebte, weil er in Deutschland als „entarteter Künstler“ verfolgt wurde, sich zuerst in Norwegen mit Landschafts- und Porträtmalerei finanziell über Wasser hielt und 1940, als die Deutschen das Land besetzten, nach Großbritannien flüchten musste. Dort war er 1,5 Jahre in einem Lager für feindliche Ausländer interniert, danach lebte er bis zu seinem Tod im Alter von nur 60 Jahren in England. Seine Frau war in Deutschland geblieben und starb 1944 an Krebs; sein Haus in Hannover wurde mit dem über fast zwei Jahrzehnte und drei Stockwerke gewachsenen Merzbau und vielen anderen seiner Werke bei einem Bombenangriff zerstört.
Über Schwitters‘ sechstes und letztes Lebensjahrzehnt ist wenig bekannt: dass er noch einen neuen Merzbau, den Merz Barn in Elterwater begann, dessen einzige fertiggestellte Wand seit 1966 in der Hatton Gallery der Newcastle University zu sehen ist, dass er noch einige Texte auf Englisch schrieb und dass er in London eine neue Liebe fand, Edith Thomas, genannt Wantee.
Durch Ulrike Draesners Roman Schwitters von 2020 wird dieser Schwitters nun lebendig – mit seiner Traurigkeit, seiner Heiterkeit, seiner in Augenblicken aufleuchtenden Kreativität. Die Kapitel über seine letzten Lebensjahre haben mich besonders angerührt. Sie erzählen von der Arbeit des (nach Unterernährung, Schlaganfall und Gehirnblutung) körperlich Geschwächten am Merz Barn, von dem eine Betrachterin später sagte: „Aus der Mitte der Wand dringt Freude gleich einem Strahl in die Luft.“ Draesners Roman erzählt von der Macht der Kunst, die Welt und das Leben verwandeln zu können.
Und von der Veränderung durch das Exil. Das Englische dringt nicht nur in die Sprache des Romans ein – so wird Kurt Schwitters zu Körrt Switters und der Krims-Krams, den er für seine Merz-Bilder benötigt, zum „Kreemze-kraems“. Ulrike Draesner hat den Roman sogar in zwei nicht identischen Versionen in Englisch und Deutsch geschrieben. Um etwas von ihrer Sprache zu vermitteln, die oft dem Lyrischen nahe ist, füge ich ein längeres Zitat an, das von Wantees Rückkehr zum Merz Barn im Jahr 1961 erzählt:
„Hastig, als wäre die Schwelle nur so zu überwinden, war sie eben in den Vorraum getreten. Niedrig und klein schien ihr die alte Hütte. Inzwischen hatten ihre Augen sich umgewöhnt und da stand er wieder: Jumbos provisorischer, polyglotter, fantastischer Palast. Silhouetten von Skulpturen, Haufen von „Krempel und Kram“. Die Wand zog an ihren Händen, Beinen, ihrem Bauch, ihrem Gesicht. Wie hatte sie vergessen können, wie fabelhaft diese Arbeit war. Hatte sie insgeheim Angst gehabt, sie wäre es nicht? War sie, Wantee Kleinherz, deswegen nicht hier gewesen seit ihrem Umzug zurück nach London in dem Frühjahr nach Jumbos Tod?
Sein MERZ hatte sich von Bau zu Bau weiterentwickelt. Mehr Farbe als früher, hatte er ihr gesagt und Zeichnungen für sie gemacht, weniger Geometrie, mehr Fremdstoffe, hatte er gesagt, mehr England, mehr du. Verwickelt, in sich verschlungen, dabei verflochten mit ihren Tagen hier, das hatte sie mit eigenen Augen gesehen. Kein Zweifel: Die Wand in den Lakes war ein Schwitters. Und wie. Natur im Modus MERZ. Artefakte im Modus FAST-NATUR. Schorfen, Gelächter und Narben. Jumbo im Modus NICHTS-ZU-VERLIEREN. Auf alles schien er am Ende Zugriff gehabt zu haben. Alterswerk? Schwach? Ein MERZschnippchen war dieser Barn. Ein Schwitters, der sich selbst überholte. Ungewöhnlich, unerhört. Sie schämte sich ihres Zweifels – das würde ihr nicht mehr passieren – schloss die Augen, sog den Geruch ein. Alles wollte sie in sich aufnehmen, den gesamten Raum.“
Ulrike Draesner „Schwitters”. Penguin Verlag München 2020.
Mehr zum Roman und zu Ulrike Draesner auf
https://www.facebook.com/ulrikedraesner