Gdańsk nie tylko integruje w procesie poznawania go, ale jest także miejscem, gdzie historia wygląda z każdego kąta, inspiruje do zgłębiania nieoczywistości i wpływa na budowanie silnej tożsamości z miejscem, którym się interesujemy. Poznanie to jest przeżyciem niełatwym, ale silnie wpływającym na kształtowanie naszego spojrzenia, które dalekie staje się od czarno-białego wartościowania.
Do takiego spojrzenia na Gdańsk zaprasza nas dziś Barbara Szalińska inspirując nas lekturą książki „Poniemieckie” Karoliny Kuszyk, przedstawicielki pokolenia lat 70-tych z perspektywy po części podobnych wątków i motywów, jakie znamy w Gdańsku z powieści Stefana Chwina.
„Poniemieckie” Karoliny Kuszyk nie jest książką o fenomenie Gdańska, ale tak na prawdę również o nim opowiada. W jaki sposób? Zapraszamy do przeczytania poniższego tekstu Barbary Szalińskiej – sympatyczki Centrum Herdera UG.
„Poniemieckie” to słowo, które słyszałam od dziecka.
Pojawiało się w różnych kontekstach i zazwyczaj z pejoratywną naleciałością. To bardzo pojemne słowo, wypełnione niezliczoną ilością obrazów, zasłyszanego losu powojennego pokolenia, okrutnej historii dziejów, zazwyczaj dramatu tamtych dni i dzisiejszych…, nie zawsze oczywistych reminescencji.
Zakończenie II wojny światowej i przesunięcie granic państw wyznaczyło nowy rozdział w historii tych ziem, naznaczony traumą i próbą oswojenia jej. Mowa tu o exodusie milionów Niemców z regionu Pomorza, Warmii, Mazur, Śląska i Lubelszczyzny oraz jednoczesnym przybyciu ludzi z Kresów i dawnych terenów Polski. Przybysze ze wschodu zastali poniemieckie domy, gospodarstwa, kamienice z całym wyposażeniem inwentarza materialnego, ale przede wszystkim spirytualną spuścizną, z którą niekiedy trudno było prowadzić dialog.
„Rzeczy, które przyjechały na nowe miejsce musiały jakoś dogadywać się z tymi zastanymi, wszystkie te przedmioty musiały ze sobą współżyć, dotykać się, wchłaniać swoje różne zapachy, mieszać się ustawicznie jak przystało na bezklasowe społeczeństwo”.
Kuszyk w swojej książce przybliża wielopłaszczyznowość słowa „poniemieckie” w zawirowaniu historii i ludzkich dziejów. To książka niezwykła, wręcz magiczna, próbująca odczarować stereotypy i głęboko zakorzenione w nas przekonania.
Autorka zabiera nas w nostalgiczną podróż w dwóch wymiarach: czasie i przestrzeni. Dolny Śląsk, Mazury, Pomorze Zachodnie to m.in. miejsca, w których znajduje się poniemieckie dziedzictwo. Dzisiaj, w większości zrujnowane lub zaadoptowane, czyli często okaleczone na potrzeby „przybyszów” i przyjętej narracji ówczesnego ustroju.
Takie miejsca znajdują się również w Gdańsku, a nawet (sic!) jest ich całkiem sporo. Jäschkental – czyli Park Jaśkowej Doliny, w czasach swojej świetności perełka krajobrazowa, dzisiaj ze słowem park niewiele ma wspólnego. Zarówno zabudowania, jak i infrastruktura parkowa znajdują się w procesie rozkładu. Wrzeszczańskie kamienice, niegdyś perełki architektoniczne, z bogatym wyposażeniem, sztukateriami, dębowymi parkietami, wyszukaną stolarka okienną – dzisiaj niewiele doczekało się remontu. Podzielone wnętrza okazałych salonów na małe „przydziały mieszkaniowe” dla przybywających, ograbione przez powojennych szabrowników utraciły swój majestat. Rzeczy zaś, które pozostały w szafach, piwnicach, strychach budziły lęk wyrażony nakazem – „nie ruszaj, Niemiec wróci”.
Ta niezwykle skomplikowana materia kontekstu tamtych powojennych wydarzeń i kolejnych dekad, które utrwalały poniemieckie dziedzictwo w szeregu znaczeń wydaje się nawet dzisiaj trudna do zrozumienia. Kuszyk próbując zdemitologizować pewne obszary otwiera nowe pytania. Czy z dzisiejszego punktu widzenia tamte traumy i demony są już oswojone? Jaki dzisiaj mamy stosunek do zrujnowanych dworów, pałaców i kamienic?
Pytań jest sporo, większość odpowiedzi wydaje się być historycznie uzasadniona jednakże czy wygrzebując w sklepie ze starociami poniemiecki talerz lub pijąc z poniemieckiej filiżanki odziedziczonej po babci wszystko jest oczywiste?
Po lekturze „Poniemieckiego” stół z „Opowiadań na czas przeprowadzki” P. Huelle zdaje się być właśnie taką samą niepożądaną filiżanką i talerzem. Odnoszę wrażenie, że cichy monolog tych przedmiotów słychać przy każdym łyku kawy, a spacerując Jaśkową Doliną czujemy obecność dawnych mieszkańców dworków i kamienic.
„W Polsce powojennej usuwanie poprzedniego tekstu udawało się tylko częściowo, bo po latach nowa farba odpadała, wycierała się lub blakła i ukazywała stare napisy, które dopraszały się uwagi przechodniów.”
Widzialne lub nie – napisy, fragmenty poręczy schodów, przetarte mozaiki w klatkach schodowych, resztki fontanny na dawnym wrzeszczańskim rynku, zadeptane groby, inne ruiny – one są i przypominają o dawnym mikrokosmosie ludzi i rzeczy. Jeżeli chcemy go bliżej poznać lektura „Poniemieckiego” jest idealną propozycją na popołudniowy czas dla książki i herbaty w pobabcinej filiżance.
Barbara Szalińska
„Poniemieckie” ist ein Wort, das ich schon als Kind gehört habe.
Es taucht in verschiedenen Zusammenhängen auf und hat meist einen abwertenden Beigeschmack. Es ist ein sehr umfangreiches Wort, gefüllt mit zahllosen Bildern, dem gehörten Schicksal der Nachkriegsgeneration, dem grausamen Verlauf der Geschichte, meist dem Drama von damals wie von heute und nicht immer offensichtlichen Reminiszenzen.
Das Ende des Zweiten Weltkriegs und die Verschiebung der nationalen Grenzen markieren ein neues Kapitel in der Geschichte dieser Länder, das von Traumata und dem Versuch, diese zu bewältigen, geprägt ist. Es handelt sich um den Exodus von Millionen von Deutschen aus den Regionen Pommern, Ermland, Masuren, Schlesien und Lublin und den gleichzeitigen Zuzug von Menschen aus dem Grenzgebiet und den ehemaligen polnischen Gebieten. Die Neuankömmlinge aus dem Osten fanden postdeutsche Häuser, Bauernhöfe und Wohnhäuser mit all ihren materiellen Besitztümern vor, vor allem aber ein geistiges Erbe, mit dem es manchmal schwierig war, einen Dialog zu führen.
„Die Dinge, die an einem neuen Ort ankamen, mussten sich irgendwie mit den vorgefundenen vertragen, all diese Gegenstände mussten miteinander koexistieren, sich berühren, die verschiedenen Gerüche der anderen aufnehmen, sich ständig vermischen, wie es in einer klassenlosen Gesellschaft üblich ist”.
In seinem Buch wirft Kuszyk einen Blick auf die Vielschichtigkeit des Wortes „poniemieckie” in den Wirren der Vergangenheit und der menschlichen Geschichte. Es ist ein ungewöhnliches, fast magisches Buch, das versucht, Stereotypen und tief verwurzelte Überzeugungen zu entzaubern.
Die Autorin nimmt uns mit auf eine nostalgische Reise in zwei Dimensionen: Zeit und Raum. Niederschlesien, Masuren, Vorpommern und andere sind Orte des postdeutschen Erbes. Heute liegt das meiste davon in Trümmern oder wurde übernommen, d.h. oft verstümmelt, um den Bedürfnissen der „Neuankömmlinge” und der akzeptierten Erzählung des damaligen Regimes zu entsprechen.
Solche Orte gibt es auch in Danzig, und sogar (sic!) dort gibt es eine ganze Reihe von ihnen. Der Jäschkental – oder heute Jaśkowa-Dolina-Park, in seiner Blütezeit ein landschaftliches Juwel, hat heute mit dem Wort Park wenig gemeinsam. Sowohl die Gebäude als auch die Infrastruktur des Parks sind im Verfall begriffen. Die Mietshäuser in Wrzeszcz, einst architektonische Perlen mit reicher Ausstattung, Stuck, Eichenparkettböden und kunstvollen Fenstertäfelungen, sind kaum renoviert worden. Die Innenräume der großen Salons, die in kleine „Wohneinheiten” für Neuankömmlinge unterteilt waren, wurden von den Plünderern der Nachkriegszeit ausgeraubt und verloren ihre Pracht. Und die Dinge, die in Schränken, Kellern und auf Dachböden verblieben waren, weckten Ängste, die sich in der Aufforderung ausdrückten: „Rührt es nicht an, der Deutsche kommt zurück”.
Diese äußerst komplizierte Angelegenheit des Kontextes jener Nachkriegsereignisse und der folgenden Jahrzehnte, die das postdeutsche Erbe in einer Reihe von Bedeutungen konsolidierten, scheint auch heute noch schwer verständlich zu sein.
Indem sie versucht, bestimmte Bereiche zu entmythologisieren, wirft Kuszyk neue Fragen auf. Sind diese Traumata und Dämonen aus heutiger Sicht überwunden? Wie stehen wir heute zu verfallenen Herrenhäusern, Palästen und Mietskasernen?
Es gibt viele Fragen, die meisten Antworten scheinen historisch begründet zu sein, aber ist alles offensichtlich, wenn man in einem Antiquitätengeschäft nach einem deutschen Teller sucht oder aus einer deutschen Tasse trinkt, die man von seiner Großmutter geerbt hat?
Nach der Lektüre von „Postdeutsch” scheint der Tisch aus P. Huelle’s „Opowiadania na czas przeprowadzki” genau so ein unerwünschter Becher und Teller zu sein. Ich habe den Eindruck, dass der stumme Monolog dieser Gegenstände bei jedem Schluck Kaffee zu hören ist, und wenn wir die Jaskowa Dolina entlanggehen, spüren wir die Anwesenheit der ehemaligen Bewohner der Herrenhäuser und Mietshäuser.
„In Nachkriegspolen war die Entfernung der früheren Schrift nur teilweise erfolgreich, denn Jahre später fiel die neue Farbe ab, wurde abgewischt oder verblasste und legte die alten Inschriften frei, die sich um die Aufmerksamkeit der Passanten bemühten.”
Sichtbar oder nicht – Inschriften, Fragmente von Treppengeländern, abgeriebene Mosaiken in Treppenhäusern, Reste des Brunnens auf dem ehemaligen Wrzeszcz-Marktplatz, zertrampelte Gräber, andere Ruinen – sie sind da und erinnern uns an den einstigen Mikrokosmos der Menschen und Dinge. Wenn wir ihn besser kennen lernen wollen, ist die Lektüre von diesem Buch eine ideale Möglichkeit für einen Nachmittag mit einer Lektüre und einer Tasse Tee.
Barbara Szalińska
Tłum. Anna Kowalewska-Mróz