Deniz Ohde „W sztucznym świetle”. Poleca Barbara Piórkowska

Barbara Piórkowska – nasza nieustająca inspiracja – poleca książkę Deniza Ohde „W sztucznym świetle” w tłumaczeniu Zofii Sucharskiej wydaną w 2022 roku przez Wydawnictwo Marpress.
Wstyd z pochodzenia i brak poczucia własnej wartości – o nich najbardziej jest ta książka. Młoda autorka z Niemiec pokazuje nam w swoim debiucie (nominowanym do nagrody literackiej Deutscher Buchpreis 2020), jakie są korzenie rodowe – hamującego wszelki rozwój – autosabotażu, wynikającego z zastygnięcia w lęku i wyuczonej bezradności. Rzeczywistość zewnętrzna, w jakiej dorasta bohaterka, także nie pomaga ani trochę w drodze naprzód. Powieść „W sztucznym świetle” jest jednocześnie więc oskarżeniem systemu szkolnictwa i polityki społecznej, które nie zawsze dają szansę słabszym.
Wychowana w małym przemysłowym miasteczku w Niemczech córka Turczynki i Niemca, już na wejściu w życie ma trudniej niż rówieśnicy z dobrych domów w okolicy. Wzorce, jakie otrzymuje po rodzicach, są trudne do uniesienia dla silnej osoby, a co dopiero mówić o niepewnej siebie dziewczynce. Niemiecki robotnik, który wciąż niesie – po swoim ojcu – nieprzerobione dziedzictwo II wojny światowej (Deniz Ohde wspaniale opisuje irracjonalne rytuały związane z gromadzeniem rzeczy i zapasów żywnościowych) oraz całkowicie wtłoczona w patriarchalny stereotyp kobiety męczennicy, współuzależniona matka, ekonomiczna imigrantka znad Morza Czarnego, ci dwoje nie potrafią dać żadnego wsparcia młodej, konstruującej się właśnie osobowości. W latach dziewięćdziesiątych XX wieku, kiedy rozgrywa się akcja, brak wciąż psychologicznych i pedagogicznych narzędzi do poradzenia sobie z traumą pokoleniową, a także z traumą dziecka wyrosłego w domu przemocowym (nie ma ich także dla dorosłych). Brak wiedzy i systemowego wparcia dla dziecka, które rejestruje i odczuwa świat inaczej niż wszyscy wokół pogrąża młodą psychikę w zastygnięciu.
Istnieje i nasila się za to dyskryminacja rasowa i szowinizm. Opisany w powieści w drobnych, ale za to kłujących szczegółach (popchnięcie na boisku, raz na jakiś czas rzucone wyzwisko, przycinki nauczyciela i założenie, że wszyscy imigranci są niezdolni), proces spychania osob „gorzej” urodzonych na margines edukacji, jest w opisie bardzo subtelny, prawie niewidoczny, ale wstrząsający. W rodzinach przemocowych i uboższych czy też po prostu mających trudności językowe imigranckich – presja i lekceważenie z zewnątrz od razu wpychają ludzi w role, z których naprawdę ciężko potem się wydostać. Bohaterka jest wobec tego zła prawie całkowicie bezradna, ze swoją nadwrażliwością, dzisiaj swobodnie określoną już jako neuroatypowość, nie najlepiej radzi sobie w świecie. Czuje się bezwolna, boi się nawet marzyć
Gdyby nie postaci, takie jak nauczycielka w szkole wieczorowej, która widząc potencjał bohaterki, zachęca ją do napisania matury, młoda dziewczyna nie poszłaby z edukacją dalej, na otwierające świat wiele kilometrów od domu studia. Ale nie łudźmy się – to nie osoba tej nauczycielki ratuje z opresji. Ani nawet nie natura, która zwykle, choć nie zawsze pomaga w złagodzeniu depresji. Doświadczenie wyjścia z głębin własnej niewiary to sfera własnej psychiki, w której coś się musiało zmienić i utwardzić. I tego, co to jest, Deniz Ohde do końca nam nie pokazuje. A może tak? Powinniście Państwo sprawdzić to sami przy lekturze.
Barbara Piórkowska
„Streulicht” von Deniz Ohde, empfohlen von Barbara Piórkowska.
Scham über die Herkunft und mangelndes Selbstwertgefühl – darum geht es in diesem Buch. In ihrem Debüt (nominiert für den Deutschen Buchpreis 2020) zeigt die junge Autorin aus Deutschland, wo die Wurzeln der Selbstsabotage liegen, die jede Entwicklung behindert und aus einer Stagnation in Angst und erlernter Hilflosigkeit resultiert. Auch die äußere Realität, in der der Protagonist aufwächst, hilft ihm auf seinem Weg nicht weiter. Der Roman „Streulicht” ist damit zugleich eine Anklage gegen ein Bildungssystem und eine Sozialpolitik, die den Schwachen nicht immer eine Chance gibt.
Aufgewachsen in einer kleinen deutschen Industriestadt, hat es die Tochter einer türkischen Frau und eines deutschen Mannes schon beim Einstieg ins Leben schwerer als ihre Altersgenossen aus gutem Hause in der Gegend. Die Vorbilder, die sie von ihren Eltern erhält, sind für einen starken Menschen schwer zu ertragen, geschweige denn für ein verunsichertes Mädchen. Ein deutscher Arbeiter, der von seinem Vater noch das unverarbeitete Erbe des Zweiten Weltkriegs in sich trägt (Deniz Ohde beschreibt brillant die irrationalen Rituale beim Horten von Habseligkeiten und Lebensmitteln) und eine Mutter, die völlig in das patriarchalische Stereotyp der Märtyrerin gezwungen ist, eine co-abhängige, ökonomische Schwarzmeer-Immigrantin, diese beiden sind nicht in der Lage, der jungen Persönlichkeit, die sich gerade aufbaut, irgendeine Unterstützung zu geben. In den 1990er Jahren, in denen die Handlung spielt, gibt es noch keine psychologischen und pädagogischen Instrumente für den Umgang mit dem Generationentrauma und dem Trauma eines Kindes, das in einem gewalttätigen Elternhaus aufwächst (auch nicht für Erwachsene). Das Fehlen von Wissen und systemischer Unterstützung für ein Kind, das die Welt anders wahrnimmt und empfindet als alle anderen um es herum, stürzt die junge Psyche in einen Stillstand.
Stattdessen gibt es Rassendiskriminierung und Chauvinismus, und zwar in zunehmendem Maße. Der im Roman in winzigen, aber stechenden Details beschriebene Prozess (ein Schubser auf dem Spielplatz, eine Herausforderung, die hin und wieder gestellt wird, Stutzen durch den Lehrer und die Annahme, dass alle Einwanderer unfähig sind), der die „weniger” Geborenen an den Rand der Bildung drängt, ist sehr subtil, fast unsichtbar, aber schockierend in seiner Beschreibung. In gewalttätigen und verarmten Familien oder einfach bei Einwanderern mit Sprachschwierigkeiten werden die Menschen durch Druck und Missachtung von außen sofort in Rollen gedrängt, aus denen sie später nur schwer wieder herauskommen. Die Protagonistin ist diesem Übel fast völlig hilflos ausgeliefert; mit ihrer Hypersensibilität, die man heute salopp als Neuroatypie bezeichnet, kommt sie in der Welt nicht gut zurecht. Sie fühlt sich machtlos und hat sogar Angst zu träumen.
Ohne Personen wie den Abendschullehrer, der das Potenzial der Protagonistin erkennt und sie ermutigt, ihr Abitur zu machen, wäre das junge Mädchen nicht weitergekommen, an eine Universität, die ihr die Welt eröffnet, viele Kilometer von zu Hause entfernt. Aber machen wir uns nichts vor – es ist nicht die Person dieses Lehrers, die sie vor der Unterdrückung rettet. Auch nicht die Natur, die normalerweise, aber nicht immer, gegen die Depression hilft. Die Erfahrung, aus den Tiefen des eigenen Unglaubens herauszukommen, ist das Reich der eigenen Psyche, in der sich etwas verändert und verhärtet haben muss. Und was das ist, zeigt uns Deniz Ohde nicht ganz. Oder doch? Das sollten Sie beim Lesen selbst herausfinden.
Barbara Piórkowska
To top